23.09.2019

3. Zmiany, zmiany

Wiele się ostatnio wydarzyło. Pozmieniało się tyle, że ciężko mi nawet wszystko sobie przypomnieć, ale te najważniejsze rzeczy postaram się opisać!
Przede wszystkim, ilość lalek niebezpiecznie się powiększyła. Nie jest najgorzej. Właściwie, w porównaniu do innych, jest całkiem nieźle, ale nie zmienia to faktu, że z jednej lalki zrobiło się pięć.
Do lalkowej rodzinki ostatecznie dołączyły trzy Blythe Facory i jedna Tangkou.

https://www.photojoiner.net/image/tgJ3tbkbZaczęło się od mamy, która podesłała mi link do Ali z taniutkimi blajtami. Nigdy nie interesowałam się tymi lalkami, ale obudziła się we mnie polska cebula i stwierdziłam, że jak tak tanio, to kupię!
W ten sposób, po miesiącu, pojawiły się u nas dwie lalki- różowa i kręconowłosa blondynka.
Muszę przyznać, że spodobały mi się bardziej, niż myślałam. Nigdy nie byłam fanką Blythe i raczej wydawały mi się trochę przerażające, ale na żywo są naprawdę ładniutkie! Na zdjęciach wychodzą jeszcze lepiej.
Do jednej z lalek dostałyśmy faceplate gratis. Akurat, w podobnym momencie, udało mi się od kogoś zakupić potrzebne lakiery i wzięłam się za malowanie buźki. Mama zamówiła wcześniej rudą perukę i tak do ekipy dołączył ten zielonooki rudzielec. Pierwszy raz w życiu miałam okazję malować lalkę i sprawiło mi to wiele frajdy. Nie było to tak trudne, jak wydawało mi się, że będzie, ale i tak nieźle się nagimnastykowałam malując ją 😅 Ostatecznie głowa wylądowała na starym, pullipowym ciele i prezentuje się całkiem nieźle.

Po drodze zdecydowałam się na wprowadzenie małych zmian. Nigdy nie byłam fanką blajtowych oczu. Nie do końca przemawiały do mnie ich odcienie, wykonanie i przede wszystkim fakt, że z każdej strony mają inny kolor. Zamówiłam więc szkiełka, zrobiłam i nadrukowałam tysiące tęczówek, aż w końcu podmieniłam tamte koszmarki. Od razu nabrały życia. Później, w ramach eksperymentu, zrobiłam blondynce sleepy eyes i na tym właściwie skończyłam ich customizację. Myślę, że już niewiele będę w nich zmieniać- bynajmniej nie w mojej blondynce, bo ruda i różowa siedzą u mamy.

Później jakoś zapał opadł, bo mieliśmy z rodzicami inne rzeczy na głowie, ale nie powstrzymało mnie to przed kupieniem kolejnej lalki 😆 Wypatrzyłam na OLX Tangkou. Zakup był bardzo impulsywny, ale pomyślałam, że jak nie kupię teraz, to już nigdy tego nie zrobię! I tak znalazła się u mnie Tangkou Loli po przejściach. Kupując ją, wiedziałam że nieźle się przy niej nasiedzę, ale ilość wyrwanych w nerwach włosów przekroczyła ludzkie pojęcie.
Buźka lalki była trochę pobrudzona, o czym wiedziałam wcześniej. Z tym szybko się uporałam, bo szare plamy od razu schodziły pod gąbką polerującą. Większy problem był z makijażem. Nie wiem co się z nim stało, ale albo pod wpływem czegoś się rozpuścił, albo ktoś poprawił rzęsy... nie wiem, długopisem?? 😨 W każdym razie tusz się porozpuszczał. Szybko to zeszlifowałam (na szczęście nie wżarły się żadne plamy) i z pomocą mr. super cleara uratowałam faceup. No, ogólnie byłam w szoku jak pomyślałam, że ktoś mógłby poprawić lalce makijaż czarnym długopisem bez zabezpieczenia tego czymkolwiek. Teraz tajemnicze szare plamy na twarzy przestały być tajemnicze.

Horror!
Ale to nie było najgorsze. Kiedy do mnie przyjechała, prędko chciałam porobić jej zdjęcia. Niestety Obitsu było bardzo, BARDZO luźne. Nie mogła nawet prosto usiąść- tak ją wyginało. Rozkręcanie i grzebanie w lalkach nie jest mi straszne, więc szybko ją otworzyłam i... UPS. Cała góra jest czymś zaklejona. Nie mogłam nawet otworzyć korpusu, bo wszystko zostało zalane kropelką.
Byłam w szoku, ale wypadki chodzą po ludziach. Może komuś odłamał się jakiś mało znaczący element i trzeba było coś z tym zrobić, ale gdy się przyjrzałam, zobaczyłam że komuś ułamał się element trzymający pega... Szkoda, że wcześniej nic o tym nie wiedziałam. Ale trudno. 
Próbowałam otworzyć korpus siłą, jednak czułam, że jak tak dalej będę ciągnąć, to coś urwę. Poradziłam się innych lalkowiczów i dostałam informację, że to wygląda typowo na kropelkę i najlepiej, jakbym włożyła korpus na noc do zamrażarki, żeby klej się wykruszył. Tak więc zrobiłam, trochę nawet pomogło. Niestety metalowy element ciągle mnie blokował, więc niewiele mogłam zdziałać. Grzebałam w tym i grzebałam. Po kilku godzinach stwierdziłam, że po prostu wszystko w spiłuję. Wzięłam frezarkę w dłoń i zeszlifowałam wszystko. Łącznie z tym metalem.

Kleju było z dziesięć razy więcej niż myślałam. Na dodatek w środku była włożona gąbka, która wsiąknęła całą tę kropelkę i nie ułatwiało mi to pracy ani trochę. Wierciłam w tej szyi z dwie godziny, ale w końcu się udało. Później, z pomocą taty, przykleiłam do środka nowy drucik i wszystko wygląda jak nowe.
Przyznam, że to był koszmar 😐 Ale dzięki temu jestem z siebie podwójnie zadowolona i mam większą satysfakcję. Teraz czekam na nowego wiga, pozmieniam oczy i będę mogła pokazać odnowioną wersję tej lalki. Na razie czeka w szufladzie na lepsze jutro!

To chyba tyle z tych bardziej ekstremalnych rzeczy. Oprócz tego uczę się dalej szyć a mama dalej dzierga. Ostatnio mamy fazę na czapki. Efekty można pooglądać niżej! 
Przepraszam, ze tak dużo zdjęć, ale nazbierało się ich dosyć sporo.


https://www.photojoiner.net/image/EGyIaC0whttps://www.photojoiner.net/image/OCWE99pvhttps://www.photojoiner.net/image/4dYCrHXS
https://www.photojoiner.net/image/H2MOVOjYhttps://www.photojoiner.net/image/L167zKGq
https://www.photojoiner.net/image/4APJSJMe
https://www.photojoiner.net/image/69AYlgP0
https://www.photojoiner.net/image/RCVWc00o

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz